W Hard Enduro nawet płaczący mężczyzna nie przestaje być mężczyzną

Kilka tygodni temu w komunikacie PZM pojawiła się następująca informacja: „ (…) z powodu spadku zainteresowania ze strony zawodników i organizatorów udziałem w cyklu MP i PP Super Enduro GKSM planuje uruchomienie cyklu 3-4 rund MP i PP Hard Enduro”. Rodzi się jednak kilka pytań, które zadamy na końcu tego tekstu.

A teraz parę słów o dyscyplinie, która od pewnego czasu robi furorę na całym świecie. Hard enduro to jedna z najtrudniejszych form wyścigów motocyklowych. Ekstremalny teren, przeszkody i zła pogoda są normą.

Nie ma dwóch takich samych czy nawet podobnych tras HE. Z każdym wyścigiem organizatorzy wymyślają nowe, diabelskie sposoby, aby dać w kość nawet najbardziej zatwardziałym off roadowych riderom. Nawet ci z najwyższej półki często zmuszeni są do pchania motocykla lub korzystania z pomocy fanów. A jakże często nawet ci najlepsi padali na ziemię z wyczerpania po przekroczeniu linii mety.

Podczas tych imprez zawodnicy zmagają się nie tylko ze swoimi jednośladami i przeszkodami ale przede wszystkim z własnymi słabościami. Żeby pokonać mordercze trasy, często muszą wznieść się na wyżyny własnych umiejętności. Najlepsi i najbardziej doświadczeni motocykliści na świecie nieraz mają chwilę zawahania. Stają w miejscu, by po chwili ruszyć dalej dzięki determinacji i ogromnej sile walki.

„Zdarzają się momenty, że osiągasz limit swojej wydajności. Ale masz świadomość, że trzeba pokonać kolejne przeszkody. Gdy nie udaje się za pierwszym razem, trzeba się zatrzymać i za chwilę próbować ponownie. Do skutku” – powiedział Graham Jarvis.

Do uprawiania tego sportu nie trzeba leśnych ostępów. Równie dużo emocji dostarczy trasa przez przemysłowe dzielnice wielkich miast, piaszczysta lub kamienista plaża, ewentualnie skaliste pustkowia. Popularne są również sztucznie ułożone tory, naszpikowane niecodziennymi przeszkodami jak np. sterty palet czy wraki samochodów. Jak bardzo mogą różnić się od siebie poszczególne zawody udowodniła seria WESS. Mieliśmy tam uliczne wyścigi w (Hixpana), górskie wspinaczki w Romaniacs czy na Erzbergrodeo.

Żeby dostać się do czołówki najlepszych zawodników potrzebna jest bezbłędna technika jazdy oraz lata praktyki. W tym czasie nieuniknione jest popełnianie błędów. Jeżeli ktoś chce być na szczycie, musi odrobić tę lekcję. Dokładnie tak jak choćby Johnny Walker. „Dużo czasu zajęło mi pokonywanie różnych przeszkód oraz zrozumienie, że szybka jazda nie zawsze prowadzi do zwycięstwa. Musiałem się tego nauczyć i był to najtrudniejszy etap w mojej karierze. Teraz już wiem, że czasami wolniej jadąc, szybciej można znaleźć się na mecie” – powiedział Walker.

Hard enduro ma też swój polski bardzo mocny akcent. Jednym z herosów, regularnie zwyciężającym w międzynarodowych zawodach jest Tadek Błażusiak. To dzięki niemu na światowej mapie sportów motocyklowych pojawił się Bełchatów i rozgrywany na terenie kopalni kultowy już dzisiaj 111 MegaWatt. A może Taddy zostałby „twarzą” Mistrzostw Polski Hard Enduro? Byłby to znakomity zabieg marketingowy, tylko czy ktoś z PZM na to wpadnie.

Na koniec pozostaje zadać pytanie: kto i gdzie miałby zorganizować rundy MP? Na pewno zaufałbym chłopakom z Extreme Enduro Challenge, Obywatelskiej Inicjatywie Offroadowej, Spirowskiemu i Gagatowi (jeśli kogoś pominąłem, chętnie skorzystam z podpowiedzi). Pozostaje jeszcze znalezienie atrakcyjnych miejsc (najlepiej na południu Polski, północ zaanektowała MX), bo byle gdzie hard enduro zrobić się nie da. A czasu jest mało. No chyba, że z tymi Mistrzostwami to podpucha, aby usprawiedliwić likwidację superenduro.